Łączna liczba wyświetleń

piątek, 18 lipca 2014

ZAPŁACIĆ 5 STÓW ZA EGZAMIN I GO NIE ZDAĆ- PRZYPADEG?

Nie. W żadnym wypadku. Gdyby za każdym razem wszystko okazywało się przypadkiem, to straciłabym wszystkie pieniądze, miała połamane kości, bo byłabym pewna, że każda nieudana próba latania byłaby właśnie tym głupim przypadkiem, no i cóż- próbowałabym dalej. Do skutku. (dla formalności, nigdy nie próbowałam latać )

Tym bardziej oblanie takiego egzaminu, jakim jest FCE, nie jest przypadkiem! Wręcz przeciwnie! To przeznaczenie! Dlatego nie rusza mnie fakt, pomimo iż harując cały rok na ten głupi egzamin, płacąc na durne prywatne lekcje (oczywiście z kasy rodziców), za które mogłabym np. kupić sobie co miesiąc 2 pary jeans'ów, stresując się natłokiem nauki, odrabiając prace domowe do nocach- nie zdałam certyfikatu. Ja to w pełni rozumiem, taka była wola Boża i to uszanuję.

 Ale dlaczego ...zabrakło mi 1 PUNKTA?!

Ja się pytam..

dlaczego...


 Nie żałowałabym, gdyby to było 4, czy 6 punktów, ale to jest 1 nieszczęsny punkt! Przeżyć nie mogę!
No cóż, życie lubi płatać figle i to może jeden z jego wybryków. Może ta porażka ma mnie nauczyć, że nie zawsze otrzymujemy to, czego chcemy i że nawet jak cel był blisko, lecz go nie sięgnęliśmy , to dalej powinniśmy próbować go złapać? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ale czas, nasz dobry wróg, a zarazem przyjaciel, zawsze pozwoli na odkrycie tej całej prawdy. Miejmy tylko odrobinę cierpliwości ;)



wtorek, 15 lipca 2014

LICEUM.. Wybór życia? Czy aby na pewno?

Wakacje wakacjami, ale drodzy absolwenci gimnazjum... i tak przez ich połowę musieliście myśleć o szkole.. przepraszam - musieliśMY.
I taki ten system jest... wolne- szkoła, niewolne- tyż szkoła.. No ale nie będę prawić kazań o tym, jaka ta Polska jest zła i wgl (w końcu jestem rodowitym Polakiem, muszę marudzić). Poruszę nieco poważniejszy temat, a mianowicie wybór szkoły ( hahahah). A wprowadzę go opowiadając o moim wyborze gimnazjum.
Chodziłam do mojej rejonowej podstawówki, byłam zadowolona ze szkoły, z wyników końcowych także. No ale potem mina zrzedła, bo czea było wybrać gimnazjum, a ja w wybieraniu dobra nie jestem (chociaż tata mówi, że mu dobry samochód wybrałam... ach to rodzicielskie wspieranie na duchu...). No i co gorsza, wybór miałam ooobszerny, ponieważ miałam wysoko na teście szóstoklasisty i wysoka średnią. Niektórzy mogą teraz pomyśleć, że zgłupiałam, bo każdy by chciał pójść tam, gdzie chce. Nie moi drodzy, jak się człowiekowi da za dużo, to szajba mu odbija. Poważnie. Wiem z doświadczenia.
No i co zrobiłam.. oczywiście pokierowałam się opinią innych:  "Idź do Katolika!"  Zaniosłam papiery do Katolika. Poleżały tam... hmm.. tydzień? Nie.. nie wyrzucili mnie, stwierdziłam, że mam daleko do szkoły i nie będę się męczyć. Zapierdzieliłam papiery. Potem okazało się, że jest jeszcze jedno dobre gimnazjum i całkiem blisko. Sawicka. Zaniosłam tam papiery, po dwóch dniach zabrałam, a potem po 3 znowu zaniosłam (do dziś się zastanawiam, jakim cudem z każdym razem mnie przyjęli).  No ale nie myślcie sobie kochani, że tam te papiery zostaaałyyy...Jak mogły zostać, jak dyra była straasznie sztywna.. gdzie ja będę w takim gimnazjum się uczyć! No i 30 sierpnia z samego rana OSTATECZNIE świadectwo wylądowało w moim rejonowym gimnazjum. Ach, ciężką drogę ten papierek przebył. nie wyobrażacie sobie, jak był pomięty.. No ale, jak to się mówi po każdym treningu- wykończeni, ale szczęśliwi. I tak mogę podsumować te 3 lata.. Nie żałuję mojego pochopnego wyboru. Nauczyłam się, że jak się coś robi na spontana, to nie pamięta się tego co MOGŁOBY być, ale to, co BYŁO. Ja nie rozmyślam o tym, że w Katoliku, czy Sawickiej mogłam się więcej uczyć, podróżować, mieć liczniejszą klasę, bo nie zastanawiałam się nad tym, rezygnując z obydwu szkół. Kierowałam się WYGODĄ, i przede wszystkim WYGODĄ. Blisko, znajomi... czego chcieć od życia więcej!

Ale ja jeszcze nie skończyłam.

LICEUM. "To jest dopiero odpowiedzialność! Tu czea wybierać już z głową!!"
.
.
.
.
Czy aby na pewno?


Moje zdanie jest takie: Liceum to tylko budynek z nauczycielami, którzy są niczym Lotek, na którego trafisz, to nie od Ciebie zależy, i tak wśród 35 uczniów niczego Cię nie nauczy. No chyba, że wychowawca ...(przepierdzielone mają ci, którzy mają WF- istę). Liceum to już jest szkoła, która nie wymaga odpowiedzialności- ona jej uczy. do jakiegokolwiek nie pójdziesz, zawsze znajdziesz nauczyciela, któremu będzie zależało nie na nauczeniu- ale na wyłożeniu ( materiału.. ekhem..). I tu musisz wykazać się odpowiedzialnością, bo niedługo matura, a taki nauczyciel za Ciebie się nie nauczy no i musisz wyłączyć  Majnkrafta i wziąć się za książkę. Może myślę źle, no ale cóż, każdy ma inną opinię, gdyby każdy uważał tak samo, nie było by tak pięknie i kolorowo, nie było by homoseksualizmu ani rasizmu, wojen religijnych, Korwin by się tak nie wściekał.. byłoby nudno.        Boże.. zdecydowanie zeszłam z tematu ;O
Jak to jest z tym wyborem liceum? Ja już swoją rekrutację przeżyłam. Składałam do 3 szkół, nie wybrałam technikum. Na pierwszą preferencję wybrałam liceum, które jest w czołówce najlepszych w Kielcach. Dostałam się. Czy było hurra? Nie. Bo chciałam do liceum z drugiej preferencji, no ale cóż, jak zdałam sobie z tego sprawę dopiero po rekrutacji uzupełniającej! Był płacz i zgrzytanie zębów. No ale dobra.. pójdę do tego Żeroma ( tego z pierwszej preferencji). No ale chwilaa! Przecież tam jest strasznie daleko! Gdzie ja będę się w takim liceum uczyć! Dosyć, że nauki potąd, to jeszcze nocki czea zarywać, bo późno będę wracać! Nieee... wykluczone! Jest jeszcze jedno liceum, Ściegienny. Oooo... bliziutko, 10 min dojazdu, lekcje z samiuteńkiego rana, piękny Orlik, znajomi.. czego chcieć więcej!
Jeszcze tam nie złożyłam papierów, ale na 99,99% tam skończą.
A co z opiniami innych? No jakże no.. "Idź do Żeroma!"
 Ale tak na chłopski rozum, czym różni się taki Żerom od Ściegiennego? Tym, że w tym pierwszym przyjmują od 140, a drugim 80? Że jest prestiż? Lepsi nauczyciele? Z tymi nauczycielami bym się zastanowiła, to w końcu też ludzie, nie roboty, od tego, jak będą uczyć, zależy wiele. W dodatku WSZĘDZIE jest połowa tych fajnych i połowa złych. Nigdzie się nie dogodzi, bo nie ma szkoły idealnej. " Aaa bo w tych lepszych, to nauczyciele są wymagający". No może są, tylko po tym jest płacz, bo pała za pałą, punktów na studia zabrakło przez głupie świadectwo. Moi drodzy! Wymagający nauczyciel w liceum to nie jest klucz do sukcesu! Cały pic polega na tym, abyśmy to MY byli dla siebie wymagający!
Myślę, że wybór liceum, to nie jest jeszcze wybór życia. Studia... to dopiero jest odpowiedzialność...to na nie trzeba ciężko samemu zapracować, bo to ONE są testem sprawdzającym naszą wiedzę ( wprawdzie praca bardziej). Do nich trzeba się przygotować, nie ważne w jakim liceum, ważne jest to, jak poważnie podejdziemy do sprawy.

 Ach, jak napisałam tego posta, to i pewniej się czuję idąc do Ściegiennego <3 Naczy jeszcze nie idę, bo nie ma tam papierów, ale w myślach już tam jestem <3

piątek, 23 maja 2014

Po testach, przed wakacjami!

No i tutaj brama do niebios się otwiera.. może nie za szybko, bo tego czerwca jeszcze nie widać, ale cóż, cierpliwość matką wytrwałych :)
Jeśli chodzi o testy, to nauczyciele musieli się na prawdę namordować, żeby nas nimi przestraszyć- powaga. Nie, że były łatwe, ( bo nie były) ale atmosfera była całkowicie inna. Śmialiśmy się, uciekaliśmy przed osą, która wleciała do naszej sali- normalnie tak, jak na każdym zwykłym sprawdzianie. Nie, że zawsze uciekamy przed osą, bo to by było nienormalne, gdyby takie coś wparowało nagle przez okno w środku zimy. Chociaż, miałabym co do tego pewne wątpliwości, bo kiedyś, parę lat temu u babci, gdy grałam z siostrą cioteczną w jakąś grę, to "czworakując" do mety, nabiłam się prościutko na żądło osy. Oj, jak się darłam wniebogłosy, ino babcia podskoczyła. No, ale koniec miłych i niezapomnianych wspomnień, wracajmy do rzeczywistości. Mianowicie niedługo wakacje, a przed wakacjami jeszcze tyyyle przyjemności.. I Paryż, i bal absolwentów.. no i Boże Ciało, czyli wolne 4 dni.. ale i tak po nim nie będę chodzić do szkoły, bo po co.
Relacje moich rówieśników z testu, które oglądałam na TVN24, były pozytywne- aż za bardzo. Gdy tak ich słuchałam, to wkrótce pomyślałam sobie, że ja chyba obleję ten test, bo dla mnie był cholernie trudny, zwłaszcza część przyrodnicza. Wtedy wypociłam chyba całą Cisowiankę, którą wypiłam przed wyjściem. No i do czego to doprowadziło? Byłam odwodniona, wyczerpana po 45- minutowej przerwie. Dlatego jeszcze gorzej poszła mi matma. I teraz widzicie, do czego może spowodować taki test? Bo przecież odwodnienie prowadzi do śmierci!  Egzaminy powinny być zakazane. Bo inaczej... wszyscy umrzemy.


środa, 30 kwietnia 2014

Może tak coś o mojej działalności.. :)

Tak sobie przemyślałam, by przedstawić to, do czego zmierzam, lub po co coś robię.
Na początek, jak już wiecie, założyłam stronę na Facebook' u: U Krawca. Po co ją założyłam, to ja nie wiem. A! Paczyłam tak na te wszystkie "dzieła internetowe typu "Ciasteczkowy Potwór" i tak sobie pomyślałam, czemu by takiego czegoś nie założyć? Oczywiście nie jakiegoś potwora, tylko stronkę, gdzie bym wrzucała moje prace malarskie. No i tak się zaczęło. Oczywiście na początek muuuultum lajków, no ale dziś, znając życie, jeden na miesiąc się zdarzy, no może na dwa. No ale cóż, jestem zadowolona, bo mogę się dzielić z wieloma osobami moimi dokonaniami, co daje mi może nie wielkiego, ale znaczącego pałera :)
Druga moją rzeczą, którą po coś robię, jest założony DRUGI BLOG. Tak, dobrze przeczytaliście, drugi blog. Krawczyk dostał hopla na zaśmiecaniu  internetóf swoimi pierdołami. Ten drugi blog jest o caaałkowicie innej tematyce, bo o takiej: Klik <3 Dlaczego coś takiego powstało? Jak już pewnie przeczytaliście, do tego by upraszczać niektóre tematy, lub jakieś poruszać. Wiele znajomych mówi, że jestem dobrym "korepetytorem". Bardzo lubię pomagać w nauce, jeśli oczywiście ja sama rozumiem materiał ;) Sprawia mi to przyjemność a zarazem satysfakcję, bo i dosyć, że kogoś nauczę, to sobie jeszcze poprzypominam! ;D
Serdecznie zapraszam do czytania obydwu bezsensownych postowań® ;)

sobota, 26 kwietnia 2014

Szczęśliwej drogi już czas!

No, po teścikach, więc można zaszaleć. Nie ma już żadnych zmartwień, jeszcze tylko parę butów i wakacje.
Bo najważniejsze z tego całego życia to myśleć pozytywnie!
Jeśli chodzi o teściki, to chyba nam trochę spuścili z tonu, bo nie były trudne. Łatwe też nie. Nie wiem jakie były, ale jakoś coś wypociłam....

FUCK YEAH! 100% angola! Z podstawy, ale co z tego, był trudny. I tak czuję satysfakcję.
Jeśli chodzi o inne przedmioty, jestem bardzo zadowolona z matematyki i z polskiego, najgorzej wyszły mi te przedmioty, z którymi ściśle wiązałam przyszłość.
NIE SONDZE

Szczerze, to tych testów nie powinno być! Nie dlatego, że przez nie można kiblować, potem popaść w depresję i się zabić. Nie.. tu chodzi mi tu o zasady moralne, wartość! Ja na przykład się załamałam, bo jak mogłam lepiej napisać matmę, której nienawidzę!? To mnie przycisnęło do ziemi, zamurowało i nie wiem jeszcze co. Zaczęłam sobie wbijać do głowy, że dla mnie biol- chem to całkowicie inna ścieżka.
A może jednak myślę źle? Może matma w ogóle była łatwiejsza? Jeśli tak, to nasz rocznik miał nie lada farta.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Gdzie kucharek 6 tam...

... jest co jeść. Powaga. Im więcej, tym lepiej! Ostatnio przekonałam się o tym, jak spytałam się mamy co to ambiwalencja. Cóż, dowiedziałam się dopiero, gdy do dyskusji dołączył się brat, tata,a na dodatek, żeby było jeszcze lepiej- kot. Wszyscy chcieli mi "jak najprościej " wyjaśnić, ale najbardziej zrozumiałam miauczenie, nie czea było dużo myśleć przy jego słuchaniu. A właśnie! Mam kota!

Kiciaaa! <3

Jego imię wzięło się nie z byle jakiego przypadku! A raczej filmu. Można się od razu domyśleć, że to Puszek <3
no nie podobne?

I z wyglądu, i z charakteru- to ten sam kot. Jedynie co, to tylko brakuje mu butów, ale jak byłam w sklepie to nie było rozmiaru, więc dałam sobie siana z tym. W dodatku, kto widział kota w butach? Wyśmiali by mnie, z resztą..  sprzedawcy już to zrobili.
No ale cóż, mam sobie takiego Puszka co ma cysternę zamiast żołądka, no i psie myślenie, bo skubany siada na "siat" i kładzie się na "leżeć"... nie żebym trenowała :D taki mądry kot, że od razu po bracie się nauczył!
Jeśli chodzi o tą cysternę, to może za delikatne słowo, by opisać ile on wpierdziela. Np. dzisiaj, na obiadek wzięłam sobie rybkę, jem, a tu nagle coś mi łapami talerz odsuwa. Myślę sobie "pewnie się bawi w Gessler, dam mu spróbować". Zjadł cały kawałek, więc ku memu szczęściu wiedziałam, że rozwolnienia nie dostanę.
Potem wybałusza te swoje orbity jeszcze raz, dałam mu jeszcze jeden kawałek. Wyobraźcie sobie, że sytuacja powtarza się 50 razy. I oto co z tego wynikło:
jeszcze zlizał resztki


Powiem tak na podsumowanie, posiadanie kota jest dobre na odchudzanie ( ale sypię rymami!). Nawet i na porządki w kuchni, bo, o, proszę bardzo- jeden talerz z głowy, zmywarka się nie będzie męczyć. Więc jeśli chcesz zrzucić parę kilogramów, chętnie go wypożyczę! :D



sobota, 22 lutego 2014

Dawno temu w trawie..

(..) napisałam ostatniego posta. No cóż, czasu się nie ma, więc neta się zaniedbuje! No ale na to mam usprawiedliwienie, więc się usprawiedliwiam- kułam.. kozy. A tak dokładnie to genetykę. Po co mi to.. A może są tego dobre strony.. będę umiała po włosie sprawdzić jakie kto ma DNA.. Hahaha! Jednak wiedza się przydaje :D
No ale wróćmy do sedna sprawy. Codziennie wchodzę do kuchni i codziennie mijam od roku pewien obrazek.
Tak, to ten obrazek.


No i muszę rzec, że dopiero dzisiaj się skapnęłam, że go rok temu namalowałam (nieprawdopodobne, a jednak :O). 
Obrazek ten namalowałam rok temu w wakacjole w tym samym miejscu, gdzie mój pierwszy obraz na płótnie. Ten też jest pierwszy, bo na szkle. Wcześniej nigdy na szle nie malowałam! No, ale ten jest mój pierwszy, no i jak na razie.. ostatni. Robiąc go miałam identyczne odczucia, jak przy martwej naturze (czyli tym najpierwsiejszym obrazie). Cały czas było: "Zaraz to schrzanię, zaraz schrzanię, ale to za sekudkę"
No i cóż w pewnym sensie się udało. Nwm, ale jak patrzę na ten obraz, to jestem z siebie dumna, bo stojąc tak naprzeciw niego myślę sobie: "Muszę mieć stalowe nerwy, że go jeszcze nie zrzuciłam".