Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 lutego 2014

Dawno temu w trawie..

(..) napisałam ostatniego posta. No cóż, czasu się nie ma, więc neta się zaniedbuje! No ale na to mam usprawiedliwienie, więc się usprawiedliwiam- kułam.. kozy. A tak dokładnie to genetykę. Po co mi to.. A może są tego dobre strony.. będę umiała po włosie sprawdzić jakie kto ma DNA.. Hahaha! Jednak wiedza się przydaje :D
No ale wróćmy do sedna sprawy. Codziennie wchodzę do kuchni i codziennie mijam od roku pewien obrazek.
Tak, to ten obrazek.


No i muszę rzec, że dopiero dzisiaj się skapnęłam, że go rok temu namalowałam (nieprawdopodobne, a jednak :O). 
Obrazek ten namalowałam rok temu w wakacjole w tym samym miejscu, gdzie mój pierwszy obraz na płótnie. Ten też jest pierwszy, bo na szkle. Wcześniej nigdy na szle nie malowałam! No, ale ten jest mój pierwszy, no i jak na razie.. ostatni. Robiąc go miałam identyczne odczucia, jak przy martwej naturze (czyli tym najpierwsiejszym obrazie). Cały czas było: "Zaraz to schrzanię, zaraz schrzanię, ale to za sekudkę"
No i cóż w pewnym sensie się udało. Nwm, ale jak patrzę na ten obraz, to jestem z siebie dumna, bo stojąc tak naprzeciw niego myślę sobie: "Muszę mieć stalowe nerwy, że go jeszcze nie zrzuciłam".